Tętniący życiem industrialny krajobraz należy do trwałych komponentów
filmowego obrazu. Pierwszy, publicznie wyświetlany film braci Lumière ukazywał
wyjście robotników z fabryki w Lyonie. Od tego czasu miasto, wraz z jego
najmroczniejszymi zakamarkami, stało się dla reżyserów niezmiennym źródłem
inspiracji, a w licznych wizjach urosło wręcz do rangi niespersonifikowanego
bohatera. Co więcej, nasze postrzeganie światowych metropolii wielokrotnie tożsame
jest z owymi kinematograficznymi wyobrażeniami. To Nowy Jork -Woody Allena,
Paryż – Jeana Luca Godarda, czy Rzym – Roberto Rosseliniego. A jak w kadrze
kamery reprezentuje się Berlin? W przygotowanej przeze mnie „piątce” ważnych,
berlińskich filmów, przeważają niestety pozycje niemieckich reżyserów. Trochę
szkoda, że urok tego miasta nie został jeszcze w pełni wykorzystany, ale kto
wie, może wszystko przed nami.
5. Berlin – Symfonia wielkiego
miasta/Berlin.Die Sinfonie der Großstadt
Ranking otwieram niekwestionowanym klasykiem, bo jak pisać o Berlinie nie
zaczynając od Symfonii wielkiego miasta
Waltera Ruttmanna z 1927 roku. W ponad godzinnym, awangardowym dokumencie autor
ukazuje jeden dzień z życia niemieckiej stolicy. Dynamiczny, i jak na owe czasy
niezwykle nowatorski montaż sprawił, że film zaliczany jest do arcydzieł
światowej kinematografii. Dla widza niezainteresowanego warsztatowymi
kwestiami, będzie to na pewno niezwykła podróż w czasie, która pozwoli mu
poczuć niepowtarzalny klimat lat dwudziestych.
4. Królik po berlińsku
Nie wiem, czy potrafiłabym wskazać inny film, który ważny, historyczny
temat kreśli z tak niecodziennej perspektywy. Uszate zwierzaki towarzyszą nam w
seansie przedstawiającym historię budowy i upadku muru berlińskiego, stając się
bezpośrednią alegorią losu i kondycji ludzkiej w owym czasie. Nagradzany na
wielu festiwalach dokument Bartosza Konopki w nieco bajkowy, ale jednocześnie
mocno zideologizowany sposób obrazuje portret powojennego Berlina. Autor
zostawił odbiorcy mały margines interpretacyjny, zbyt jednoznacznie narzucając
główne przesłanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że widoków samego miasta jest
tu dużo, a w tym zestawieniu przede wszystkim o to chodzi.
3. My, dzieci z dworca zoo/Christiane
F. – Wir Kinder vom Bahnhof Zoo
Z nie do końca znanych przyczyn, filmy o narkomanach robią zawsze furorę.
Większość z nich, zgodnie z polityczną poprawnością, staje oczywiście
krytycznie wobec poruszanego problemu, wywołując u odbiorcy (przynajmniej tego
„ukształtowanego”) szok mieszający się z niesmakiem. My, dzieci z dworca zoo zrealizowany na podstawie pamiętników byłej
narkomanki Christiane F., mimo swoich 32 lat! nadal budzi silne emocje i z
równym zainteresowaniem oglądany jest przez kolejne pokolenia. Szare i bure
miasto idealnie komponuje się ze stanem psychicznym młodych, uzależnionych
bohaterów, a sam tytułowy Dworzec Zoo w równym stopniu odstręcza, co fascynuje
– jako miejsce wielkich ludzkich dramatów.
2. Berlin Alexanderplatz: Dzieje Franciszka Biberkopfa/Berlin
Alexanderplatz
Dla jednych Rainer Werner Fassbinder był filmowym rzemieślnikiem, dla
innych, niedoścignionym artystą. Jedno pozostaje bezsprzeczne, należał on do
grona niezwykle płodnych i kontrowersyjnych reżyserów, którego twórczość
odkrywana jest wciąż na nowo. Nakręcony w 1980 roku czternastoodcinkowy serial,
jako jeden z nielicznych w jego filmografii dotyczył Niemiec Wschodnich. Smutna
opowieść o Franzu Biberkopfie, osadzona w równie przytłaczającym pejzażu
Berlina, nie nastraja optymistycznie. Dzieło znalazło się w 2005 roku na liście
Time wśród stu, największych filmów w
historii.
1. Niebo nad Berlinem/Der Himmel über Berlin
Finałową „piątkę” zamykam dziełem Wima Wendersa, którego nie trzeba chyba
nikomu przedstawiać. Urodzony w Düsseldorfie reżyser, ma na swoim koncie lepsze
i gorsze projekty. Nakręcone w 1987 roku Niebo
nad Berlinem bezsprzecznie należy do tych pierwszych i zgodnie z opinią
niektórych stanowi obowiązkową filmową lekturę. Niezwykle poetycki, a przez to
też niełatwy w odbiorze obraz, balansuje między jawą a snem, fantazją a
rzeczywistością. Historia miłości Anioła i cyrkowej akrobatki tylko pozornie
stanowi centralny punkt filmu. Berlin u Wendersa po raz kolejny uwikłany
zostaje w historyczny kontekst, a my na ekranie rozpoznać możemy Plac
Poczdamski, Sigessäule i chociażby Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma.
Martwi mnie trochę, że współcześni twórcy nie są z reguły zainteresowani
aktualnym wyglądem Berlina (nieliczne wyjątki, jak Berlin Calling (2008)) czy Edukatorzy
(2004), samo miasto raczej marginalizują), posługując się nim przede wszystkim,
jako swoistego rodzaju wehikułem, przenoszącym nas w nie całkiem jeszcze
odległe regiony historii. Ogromną popularnością na przełomie XX i XXI wieku
cieszyły się filmy wpisujące się w tzw. nurt ostalgii, czyli obrazy o tęsknocie
za czasami Niemieckiej Republiki Demokratycznej (Good bye, Lenin! (2003),
Sonnenallee (1999)). Z wielkim zainteresowaniem pozostaje mi śledzić najnowsze
pozycje, które ukażą wielokulturowość i niesamowitość dzisiejszego
Berlina.
Sigurlin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz